niedziela, 11 października 2009

Jabłkowa sobota.



Choroba minęła tak szybko jak się pojawiła. Pozostał jedynie śladowy kaszel i katar ale czuje się zdecydowanie lepiej niż w dniach środa-czwartek. Wczoraj korzystając z okazji pojechałam z host-tatą do siostry mojej host-mamy, którą nazywamy 'Ciocia' i do jej męża Charlie'go. Razem z Ciocią patrzyłyśmy siedząc na krzesełkach i pijąc pyszną herbatę jak host-mama,Charlie i Sean robią dach kurnika. Ile tam było kur i kaczuszek! Potem poszłyśmy do środka razem z Ozzie'm(host-tata) i jedliśmy barszcz z pierogami i kapustę śmiejąc się z American Idol(który jest jeszcze lepszy niż polski Idol). Poza tym host-mama 'zabawiała' nas swoim śpiewem po polsku i po angielsku.
Wczoraj zrobiłam też ciasto. Pachnące, pyszne ciasto z jabłkami strasznie polepszyło mój poranek. Już nie mogę się doczekać, kiedy przyjdzie Andy i znów zacznie swoje: 'Ja nie będę jeść tego ciasta bo umrę...' a potem i tak przyjdzie z ciastem w dłoni i powie mi na ucho: 'To ciasto jest takie dobre...'. Przy zupie i cieście ze śliwkami było to samo.

kury


wnętrze mega samochodu Ozzie'go. Wkrótce zdjęcie z zewnątrz!


host-mama na dachu

Sean i host-mama

W poniedziałek mamy wolne, ponieważ jest Columbus Day. Wolę nie myśleć ile będę mieć esei do napisania i zadań z matmy do zrobienia we wtorek i w środę.
Kupiłam sobie też pojemnego pen-drive'a więc mój laptop nie pokaże mi już nigdy więcej- brak miejsca na dysku C.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz