poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Soccer.

Dzisiaj będzie trochę różności. Zacznę od pokazania domu, mojego pokoju a skończę na zmianach jakie weszły mi w życie. Dopisek do osób, które znają mnie i chodziły ze mną do szkoły. Druga część posta jest prawdziwa i naprawdę sama się dziwię, że się na to zdecydowałam. Ok.
Steuben Hill Road:


















*
Wczoraj byłam z Marią na Soccer Picnic. Było to wprowadzenie do sezonu piłki nożnej w Herkimer High School. Było trochę jedzenia, które same zrobiliśmy ( w sensie dziewczyny z drużyny)- ja przyniosłam szarlotkę, którą zrobiłam z Marią w niedzielę rano po kościele.
Wysłuchałyśmy regulaminu, dostałyśmy rozpiskę treningów i meczy. Dzisiaj zaczęłyśmy treningi. Biegi, jakieś ćwiczenia z piłkami, biegi na końcu podzielone na dwie drużyny zagrałyśmy krótki mecz po czym znowu ćwiczenia rozciągające i biegi. A ja narzekałam na polski wf! :>







*
Poza tym byłam już w szkole układać plan ale nie podam go dzisiaj ponieważ w środę idę jeszcze raz do Ms. Rodio ( czy jak się ją nazywa: Ms. Rodeo…) i wtedy będę miała cały plan. Na razie wiem tyle, że lekcje mam do 14.25 ( 2.45pm) a od 3.15 do 5pm mam trening. Nice.
Dzisiaj krótko bo jestem zmęczona i dopiero w środę będę w szkole po plan więc po środzie post będzie dłuższy.

A, i jeśli macie jakieś pytania to dawać :D

czwartek, 20 sierpnia 2009

Rotary

Od lewej: Maria(host-mama), Basia, Cristian, nogi męża Basi,Sabrina z Morgy na rękach

Po pierwsze, moi host-rodzice już na samym początku powiedzieli mi, że ich dom jest zawsze pełny i zawsze coś się dzieje. Zareagowałam zwykłym ‘ok.’ myśląc, że pewnie chodzi o moje rodzeństwo i o to, że Nathan często śpi u nas w domu. W takim nastawieniu żyłam aż do ostatniego weekendu. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. W piątek przyjechała rodzina z Long Island( rodzice, 4 dzieci i jedna dziewczynka), która była do poniedziałku ( jak określiła to Maria na spotkaniu Rotary: byłam szczęśliwa ale ucieszyłam się bardziej jak już sobie pojechali). W sobotę pojechałam na jezioro z Andym i Sabriną ( i Morgan) żeby popływać łódką i popływać w jeziorze a w niedzielę przyszła większa część rodziny z okolic razem z Andym, Sabriną i Morgan( było jakieś 20 osób. Spotkania mojej rodziny to pikuś z tym co się działo tutaj). Samych dzieci było dziesięcioro. Z górki Ozzie zrobił dla nich zjeżdżalnie z folii ( leje się wodę na to i mydło żeby był lepszy poślizg) i po 20 minut w całej okolicy było słychać wrzaski i piski. Było dużo jedzenia, dużo rozmawiania i duży ból głowy wieczorem. Żeby było fajniej, pogoda w Herkimer przez cały weekend była wysoka- ok. 37 stopni. Upał. W poniedziałek byliśmy u Holly ( moja host mama, ja i rodzina z Long Island) na basenie i było przyjemnie w chłodnej wodzie. Potem się dowiedziałam, że gdyby nie spotkanie Rotary następnego dnia pojechałabym pociągiem do Long Island na parę dni.

We wtorek o 11.30 przyjechała po mnie Maria i pojechałyśmy na spotkanie Rotary. O 12 powoli zaczynałam się gotować w marynarce ale jedyne co to ładnie się uśmiechałam, dziękowałam i mówiłam, że również miło mi poznać. Tysiące razy powtarzałam swoje imię, nazwisko i ‘Wrocław’, bo nikt nie potrafił wymówić. Wszyscy oczywiście się zachwycali. Po krótkim wstępie Tony’ego ( prezydent Rotary Clubu w Herkimer) przyszedł czas na zebranie tzw. Happy Dollar ( wszyscy dawali $ z komentarzami w stylu : byłam przez 10 dni z rodziną w Rockford i było fajnie, moja córka urodziła, było dużo osób na mszy etc) , ja dostałam misia i zaczęło się gadanie. 40 minut później ( Maria w połowie się ulotniła) musiałam wylosować 2 kupony z loterii żeby wyłonić zwycięzcę( niestety nie ja ; ) ), stanęłam do zdjęć z Tonym, poczekałam na Andrię( oficerka Rotary – fantastyczna kobieta). Andria zabrała mnie do mojej nowej szkoły, żebym ją zwiedziła, wzięła spis zajęć do wybrania i poznała niektórych ludzi tam pracujących( dyrektor, sprzątaczka, sekretarki…) zostałyśmy umówione na piątek na 9.00 żebym odebrała swój plan i dowiedziała się całej reszty. Przed szkołą poznałam Jordan i Janelle ( córka i przyjaciółka córki). Jordan w następną sobotę jedzie do Collegu do NYC i zaprosiła mnie tego samego dnia na kolację . Po wizycie w szkole Andria odwiozła mnie do sklepu moich host-rodziców . Maria zabrała mnie w parę miejsc( głównie by załatwić sprawy weselne i byłyśmy w sklepie medycznym by kupić puste ampułki dla Holly) a potem pojechałyśmy do Verizon, bo zepsuł jej się telefon. Po chwili dojechał Ozzie i wybierali dla siebie nowe telefonu gdy ja rozmawiałam z jednym z pracowników. Po chwili podszedł Ozzie i powiedział, żebym sobie wybrała telefon. Oczywiście ja w szoku i mówię czy nie lepiej używany czy coś. A oni, że mam nie gadać i wybierać. Wybierać jednak nie musiałam bo Verizon zrobił to za mnie i jestem teraz w posiadaniu ślicznego czarno-czerwonego otwieranego z klawiaturą w środku LG .

Z Tonym(prezydent tego Rotary clubu). Zdjęcie specjalnie mniejsze bo byłam po dwóch nie przespanych nocach a w tym miejscu było tak gorąco , że grzywka zrobiła mi się straszna.

O 18 podjechałyśmy pod dom Andrii gdzie miałam zostać na kolację. Byłam trochę przestraszona bo miałam poznać jej męża, chłopaka Jordan(uczy historii), babcie i syna Andrii-Spencera. Okazało się, że nie potrzebnie bo wszyscy byli tak otwarci i serdeczni ( i zabawni-szczególnie Allen-mąż Andrii który 5 lat temu ściął swoje długie po pas czarne włosy ;D) . Jordan pierwszy raz w życiu gotowała i wyszło jej to świetnie. Po 20 Andria odwiozła mnie do domu gdzie też nie obyło się od niespodzianek. Wczoraj strasznie padało( burza!) i wywróciło nam stojak do kosza i razem z Andrią wpadłyśmy na pomysł żeby go postawić. Skończyło się na tym, żeby byłyśmy całe mokre bo cała woda na nas poleciała a Maria o mało się nie przewróciła ze śmiechu jak nas zobaczyła …

Na koniec dopiszę parę pytań do kolekcji: Czy macie w Polsce…?

-Czy w Polsce się smsuje?

-Czy macie McDonalda?

-Czy macie MTV?

A w następną notkę poświęcę na pokazanie domu etc.

środa, 12 sierpnia 2009

Fair i Six Flags z Kim.


W sobotę pojechaliśmy z całą rodziną oraz przyszłym członkiem rodziny- Mike’m na festyno-farmę. Byliśmy akurat w przeddzień zamknięcia więc było dużo ludzi i dużo zabawy. Na początku zobaczyliśmy zwierzęta( sikające krowy, śmierdzące kozy ale też śmieszne, malutkie kury) by potem przejść się po całym terenie i w międzyczasie zjeść lunch. Byliśmy też z małą Morgan. Było naprawdę świetnie. Morgan była u nas cały weekend. Na festynie byliśmy jakieś 3,5 godziny i potem wróciliśmy do domu by odpocząć. W tym czasie pomagałam Holly w przygotowaniach do ślubu- ozdabiałyśmy wysokie szklanki na świece kryształkami. Wieczorem obejrzałam film ( jeden z 30- wybór jest!). Następnego dnia pojechałam z host-mamą i Morgan do B&J’s ( coś jak nasze MAKRO tyle, że oczywiście większe i lepiej wyposażone), żeby zrobić zakupy na ślub- wróciłyśmy z 20 zgrzewkami Coli. Też było śmiesznie bo gdy host-mama pakowała zgrzewki ja musiałam się zająć Morgan, która popłakiwała ( kołysząc się z nią na rękach ). Wróciłyśmy do domu bo Andy i Sabrina przyjechali, żeby odebrać Morgan ( byli na jakiejś imprezie) i pojechałyśmy dalej. Najpierw do Mindi, przyjaciółki mojej host-mamy, która ma stację radiową. Mindi dała mi darmowe bilety do Darren Lake Zawiozłyśmy pizze jej synom na lunch i spędziłyśmy tam dobre 2,5 godziny. Na pożegnanie dostałam dużą bluzę z napisem SYRACUSE ( o tak, czuję się prawie amerykańsko) w kolorze pomarańczowym i pojechałyśmy do innego sklepu. Wieczorem odwiedziłyśmy kuzynkę mojej host mamy i jej męża i synka, którzy mieszkają niedaleko nas. Tak minął mi pierwszy weekend w USA.


Holly z Morgan.

*
SIX FLAGS



tak, ten rollercoaster zaliczyłam !

W poniedziałek rano wstałyśmy wcześnie by na 9 dojechać do Red Roof Inn (motel), który znajduję się jakieś pół godziny drogi samochodem od naszego domu i tam spotkać Kim( moja host-siostra z Vermont, która przyjeżdża do Polski 22.08). Kim była z mamą i swoim chłopakiem Nick’iem. W trójkę( bez mojej host-mamy) pojechaliśmy do Six Flags (3 godziny drogi od Herkimer), wielkiego parku rozrywki. Bilety od Mindi, które specjalnie dlatego dostałam okazały się bezużyteczne więc musiałam kupić bilet do Six Flags, które kosztowały 31$( zapłaciła mama Kim stanowczo odmawiając przyjęcia moich pieniędzy z tłumaczeniem, że jestem ich ‘guest’). Cały dzień spędziliśmy na roller-coasterach, splash’ach i tym podobnych atrakcjach. Było naprawdę fajnie. Po drodze pokazałam Kim rodzinne zdjęcie, dałam piny i zakładki ze zdjęciami Wrocławia. Dużo opowiadałam jej i jej mamie o szkole i o okolicy. Były pod wrażeniem nie tylko płynności mojego mówienia( ee?) ale też zachwycone tym co czeka Kim. Ogólnie Kim zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jej głos nie brzmi na żywo tak strasznie jak przez telefon. Mamo, Tato, będzie dobrze!: ). Na sam koniec Kim i Nick skoczyli na coś podobnego do bungee czego ja i jej mama nigdy w życiu byśmy nie zrobiły. Im się jednak podobało. Ok. 6 przyszedł czas na pożegnanie, bo ja musiałam na 7 być w Saratoga Springs bo czekał na mnie host-tata Ozzie, żeby zabrać mnie do domu a Kim, jej mama i Nick wracali tego samego dnia do Vermont.


z Kim.

Nick i Kim przed zrzutem.
*
W moim nowym domu trwa teraz gorączka przygotowań do ślubu Holly i Mike’a. We wtorek byłam razem z Holly i host-mamą na przymiarce sukni ślubnej. Sukienka jest śliczna tak samo jak sukienka host-mamy ale nie chciałam robić zdjęć dopóki nie będą w 100% gotowe. Po przymiarce pojechałyśmy do chińskiej knajpki a potem na chwilę do domu, żebym mogła zabrać swoje rzeczy i pojechałyśmy do Holly. W trakcie zahaczyłyśmy o sklep z polską żywnościa. Trzeba było zobaczyć moja minę na widok polskiej szynki ...jakby gwiazdka przyszła wcześniej;)







Tam spędziłyśmy miłe popołudnie kąpiąc się w basenie, myjąc dwa wielkie psy i robiąc sobie obiad. W międzyczasie wpadł na chwilę Mike( jest policjantem i pokazywał nam zdjęcie jak znalazł 3 wielkie wory marihuany w samochodzie obok jakiegoś domu z robakami w środku). Wieczorem obejrzałyśmy ‘Tożsamość Bourna’(obie z Holly uwielbiamy ten film) i poszłyśmy spać by rano wstać o 6.48. Holly miała wizytę u lekarza a ja pojechałam z Mindy na w sumie 6godzinną przejażdżkę.


Tyle na dziś.

sobota, 8 sierpnia 2009

Pierwsze dni.

Trzeci dzień w Ameryce. Dzisiaj idziemy rodzinnie na jakiś festyn więc dodam zdjęć rodziny i okolic. Tymczasem krótki opis pierwszych dni:

W czwartek był dzień, który spędziłam głównie na spaniu i poznawaniu domu. Rano poznalam Holly i jej synka Nathan’a. Udało mi się porozmawiać z tatą i mamą i wujkiem przez Skype . Potem przyjechał Andy zjadł lunch i oglądaliśmy Parental Control na MTV- wersje amerykańskie są o wiele lepsze ( to jest ‘Co na to tato’ w polskiej wersji ).Po południu razem z Marysią przyjechała Rachel, kuzynka z Washington, DC. Zaraz po niej przyjechał Andy z Sabriną i małą Morgan ( brat z żoną i córeczką) i razem z tatą Rachel i prawie 3 letnim Nathan’em zasiedliśmy do kolacji którą był makaron z mięsem i czosnkowe grzanki ( tzw. Roonies). Po kolacji razem z Rachel zeszłyśmy na dół i obejrzałyśmy ‘The Knowing’ ( ‘Zapowiedź’). Film był ok ale końcówki nie skomentuję. Kiedy Rachel z tata pojechała do Syracuse, Maria poszła położyć Nathana a Andy z Sabrina wrócili do domu usiadłam z Ozziem i obejrzeliśmy ‘Powrót do przyszłości’.

Nathan,Rachel i Morgan.


*
Wczoraj obudzona przez płacz Nathana o 2.30 spalam az do 10. Połączyłam się na Skype z moim tatą, babcią i dziadkiem i oddzwoniłam do Marii, bo nagrała mi wiadomość. Jakieś 1,5 godziny później zabrała mnie do Mohawk gdzie znajduje się sklep jej i Ozziego z wyposażeniem medycznym i jej z biżuterią. Zjadłyśmy lunch ( kanapka z szynka i kapusta). Poznałam Mike’a ( przyszłego męża mojej siostry Holly-> mama Nathan’a) i Jake z Danielem( najstarsza córka moich host-rodziców i jej 6letni synek). Po pracy Maria, Ozzie i Mike zabrali mnie na obiad. Jadłam dobra rybę. A, i tu chwila bo muszę coś opisać: wiecie jak wyglada sałatka w Ameryce?! Jest to mała plastikowa miska z sałata, jeden(!) plasterek pomidora i 3(!) plasterki cebuli polane sosem. To wszystko. Straszne.
Po obiedzie zajechałyśmy do domu gdzie na chwile usiadłyśmy przy odpowiedziach gości weselnych: wysyła się zaproszenie i potrawy do wyboru i dany gość odsyła karteczkę czy będzie czy nie i co chce jeść poczym pojechałyśmy do Uttica bo Maria chciała kupić TV do mojego pokoju. Zamiast tego pojechałyśmy na zakupy ( nic nie kupiłam. Jakoś ziewanie zajęło bardziej moja uwagę niż szukanie fajnych ciuchów, których było trochę.) Powtórka zakupów już w poniedziałek- Holly powiedziała ze mnie weźmie bo ma wolne ( pracuje w szpitalu). Do zabawnych momentów piątkowych można zaliczyć pytania Mike’a:
-Czy macie pizze w Polsce?
-Pewnie ze mamy.
-Serio!?
-Tak.
-Ale taka z serem i szynka?
-No tak.
Poza tym wracając z zakupów host-mama pokazała mi moja szkole. Ludzie, jaka ona jest wielka. Przebija moja szkole w Polsce 10 razy. I są pola do piłki nożnej ( soccer), hokeja na trawie, boisko do koszykówki… Poza tym jest podzielona na High School i Gymnasium tak ze dzieciaki z Gymn nie przeszkadzają tym z High School.

czwartek, 6 sierpnia 2009

Lot i Herkimer !

Cała notka pisana w jest w trakcie lotów i czekania na loty. Lecę długo bo aż 19 godzin. Pierwszy lot Wrocław-Warszawa nie był zły siedziałam obok miłego starszego pana a w biznes klasie siedzieli panowie posłowie. Do wyboru był sok albo woda( wzięłam sok). Jest 10.44 a a jestem w trakcie mojej kanapki z jajkiem( za którą dałam 11zł nawiasem mówiąc). O 12.10 wylatuję do Chicago. A tymczasem mogę sobie pooglądać jak ludzie odprawiają się do Kijowa, na Paphos i Sofię. Nice
Kolejne nad czym się zastanawiam to to dlaczego nie mam połączenia z Internetem skoro pokazuje mi, że takowe jest. Kocham bezpłatne sieci. Internetu wciąż brak. Powoli tracę nadzieję, że połączę się w Chicago chociaż na moment.
No nic. Na ten moment kończę.
*
Siedzę sobie w samolocie do Chicago. Dalej. W tym roku wyjatkowo natłok biegających dzieci. Mieliśmy opóźnienie 20minutowe. Z istotnych informacji: był kurczak lub wołowina, cały samolot ludzi a przede mną jeszcze jakieś 6 godzin lotu. Czy coś. W ogóle nie czuję, że wyjeżdżam na 10 miesięcy. Jakoś mało łzawo jest i w ogóle. I pierwszy raz mam tak ciężki plecak a w samolocie nie jest aż tak zimno. Laptopowej baterii starczy mi jeszcze na 24 minuty. W Chicago podładuje czekając na mój lot do Saracuse. Jeju, dzieci się budzą. A cisza była taka zbawienna.
to grenlandia!


*
Lot do Syracuse poprzedzony był biegiem przez całe O'Hare ( lotnisko w Chicago) z powodu jakiejś awarii. Cudem zdążyłam na samolot do Syracuse. Nikomu nie życzę biegu z 8 kilogramowym plecakiem, 2 kilogramową torbą z laptopem i dwoma 24 kg walizkami. Po 1h i 40 minutach lotu w końcu znalazłam się na Hancock Airport. Dostałam kwiaty, wielkie uściski. Po 40 minutach dopiero odebrałam bagaż.

Na razie to tyle. Zdjecia: